czwartek, 21 lipca 2011

Umarł Potter, niech żyje Potter!

Dla wielu przygoda z Potterem skończyła się w 2007 roku wraz z publikacją ostatniej części przygód małego czarodzieja. Dla mnie skończyła się ona w zeszły piątek, wraz z premierą ósmego filmu. „Insygnia śmierci 2” okazały się być dużo lepsze niż się spodziewałem. Wydaje mi się, że od „Komnaty Tajemnic” żadna z części nie zrobiła na mnie tak pozytywnego wrażenia. Wychodząc uradowany z kina, wymachując plastikową różdżką, którą nabyliśmy w kiosku z okazji premiery, zacząłem się zastanawiać czemu moja przygoda z niegdyś-małym-a-teraz-już-całkiem-dużym czarodziejem opierała się wyłącznie na ekranizacjach. Wszyscy dookoła mnie popadali w Potteromanię. Czytali książki o nim, ekscytowali się nadchodzącymi ekranizacjami. A ja nie. Moja mama przyniosła mi kiedyś pierwszą książkę do domu. Wytłumaczyła, że hit, że dzieciaki czytają i są zachwycone. Zacząłem czytać, ledwo zmęczyłem połowę książki i odstawiłem ją na półkę, aby nigdy do tego nie wrócić. Nigdy nie zastanawiałem się czemu tak postąpiłem, miałem jakieś 13 lat, więc argument „to jest głupie” był dla mnie w pełny satysfakcjonujący. A to dziwne, bo przecież uwielbiam historie fantastyczne. Zaczytywałem się przecież we „Władcy Pierścieni” i uwielbiałem przeróżne baśnie. Co poszło nie tak? Wydaje mi się, że właśnie J.R.R. Tolkien może być temu winny. Kiedy przeczytałem jego dzieło, które docelowo skierowane było do nieco starszego czytelnika było mi ciężko przestawić się ponownie na powieść pisaną dla dzieci. Nie ukrywajmy, Potter dorastał z książki na książę i ostatecznie można traktować go jako dorosłą powieść, ale „Kamień filozoficzny” był magiczną bajeczką, z radującymi się dzieciaczkami, magicznymi sowami i zwariowanymi czarami. Będąc dzieckiem chciałem szybko dorosnąć, kiedy już dorosłem, znalazłem pracę i wyprowadziłem się z domu staram się swoje wewnętrzne dziecko trzymać jak najbliżej. Obecnie nie mam najmniejszego problemu z czytaniem historii dla dzieci. Zaledwie miesiąc temu ponownie przeczytałem „Hobbita”, który jest – spójrzmy prawdzie w oczy – książką dla dzieciaków pełną gębą.
Nie wiem czy kiedyś sięgnę po książki J.K. Rowling. Nie sądzę, by wątki poboczne i rozbudowane historie bohaterów były w stanie przekonać mnie do ponownego przeżycia tej historii. Historii, którą nieźle znam już z ośmiu filmów.
Myślę, że gdyby ekranizacje ni doszły do skutku, a pani Rowling dopiero teraz rozpoczęła by publikować swoją serię to zatraciłbym się w tej historii kompletnie. Potteromania mnie ominęła i jeśli mam być szczery, trochę żałuję.