Długo rozważałem jak rozpocząć ten tekst. Postanowiłem uderzyć wprost. Widziałem wczoraj pełnometrażową wersję serialu “Hannah Montana”. Z doświadczenia wiem, że prędzej czy później musiało się to wydarzyć, gdyż tak skonstruowany jest wszechświat. Wolałem mieć to za sobą już teraz, niż gdyby miał mnie ten film wziąć z zaskoczenia w nieokreślonej przyszłości.
Tak to działa. Zupełnym zbiegiem okoliczności przed premierą trzeciej odsłony popularnego młodzieżowego “High School Musical” wpadły mi w łapska dwie pierwsze części. Pech sprawił też, że nie miałem nic lepszego do roboty, więc je obejrzałem. Dałem się też skusić na kinowy seansik “trójki”. Przekonał mnie zwiastun. Ta piękna scena, kiedy przerywają mecz, aby Zac mógł pośpiewać sobie ze swoją dziewczyną. Tak pięknie idiotyczne, że mnie urzekło. Cała seria jest taka, więc bawiłem się przednio.
Oczywiście na “High School Musical” świat się nie kończy i Disney musiał iść za ciosem robiąc “Camp Rock”. A ja akurat podczas jego telewizyjnej premiery nocowałem na Jankowej kanapie. Usłyszeliśmy zew disney'owskiego musicalu, więc musieliśmy na niego odpowiedzieć. Co ciekawe, tytuł był cholernie mylący, bo produkcja z rockiem nie miała wiele wspólnego. Przez cały film gitara mignęła w trzech scenach, z czego w dwóch była używana. Byli za to Jonas Brothers, o których istnieniu nie miałem pojęcia dopóki później ktoś mi nie napomknął, że oni są teraz super na czasie. Wtedy uświadomiłem sobie, że chyba nie trzymam ręki na pulsie. Z jednej strony to dobrze, bo jak to wielokrotnie powtarzałem – dzisiejsza młodzież to idioci. Z drugiej strony nie chciałem skończyć jak ludzie (nie będę pokazywał palcami), którzy nie wiedzą tak podstawowych rzeczy jak to, że Hannah Montana zanim uderzyła w kina była serialem telewizyjnym (dude, seriously. Come on).
Aby nie zostawać daleko w tyle postanowiłem też przyjrzeć się największemu hitowi ostatnich miesięcy - pierwszej części sagi "Zmierzch". Słyszałem o tym jak tylko pojawiła się wiadomość o ekranizacji, gdyż w powietrzu rozległ się pisk nastoletnich fanek. By przekonać się co to dokładnie jest postanowiłem obejrzeć. Zaprosiłem koleżankę do towarzystwa, aby powstrzymała mnie przed zjedzeniem własnej twarzy i abym mógł potem zwalić winę na nią i rozpowiadać ludziom, że obejrzenie tego nie było moim pomysłem. Skoro film ten odniósł taki oszałamiający sukces jest pewne, że z dziejszą młodzieżą jest coś bardzo nie halo. Z autorką oryginału chyba jeszcze bardziej. Wampiry, które w świetle słonecznym zaczynają błyszczeć niczym diament? Może i jestem wychowany w czasach kiedy były to mroczne istoty, jednak jakkolwiek na te ze "Zmierzchu" nie spojrzeć - to wciaż jest kurewsko głupie. Cokolwiek ta kobieta bierze, powinna przestać, bo najwyraźniej jej szkodzi. Film był najgorszym ścierwem jakie widziałem od czasu "Disaster Movie", które swoją drogą też zarobiło na siebie, co wyraźnie pokazuje nam z jakim rodzajem kretynów mamy dziś do czynienia.
Wrócę jednak do początku tekstu, czyli do Hannah Montana. To jeden z tych filmów o którego istnieniu dowiedziałem się, kiedy internet zalała fala plakatów. Lekkie zaskoczenie, bo o istnieniu tego serialu i jego fenomenie wiedziałem od dawna. Nie urodziłem się przecież wczoraj. Nawet widziałem kilka odcinków w telewizji i o dziwo nie była to aż tak fatalna produkcja jak się spodziewałem (a do takich zdążył mnie już przyzwyczaić Disney). Cierpiała jednak na tę samą wadę co wszystkie inne produkcyjniaki fabularne ze studia Myszy Miki – dziecięcy aktorzy. Czy im nie dają jakiegoś aktorskiego przeszkolenia? Wszyscy zdają się grać, jakby uczyli się fachu od Goofy'ego i spółki. Dzieciaki sprawiają wrażenie wyrwanych z animacji, co w rezultacje daje naprawdę drażniący efekt. Mimo to do kina poszedłem. Czy się zawiodłem? Cieżko powiedzieć. Kinowa Hannah była chyba dokładnie tym czego można było oczekiwać po pełnometrażowej wersji serialu o dziewczynie, która za dnia jest normalną uczennicą, a wieczorami super gwiazdą pop. Wiadomo, że w końcu będzie musiała zdecydować, które życie jest dla niej ważniejsze. Znając Disney'owskie wartości – od początku wiemy jak się to skończy. Wszyscy będą radośni, a problemy rozwiążą się szybko i naiwnie. Mili ludzie się cieszą, źli się nawracają, a bardzo źli dostają nauczkę. Na koniec wszyscy zaśpiewają piosenkę. Proste jak pierdolenie. Jednak przyznam się bez większego bicia, że jak nie lubię produkcji familijnych, tak na tej bawiłem się naprawdę nieźle. Prawdopodobnie się starzeję i staję się bardziej wyrozumiały.
Boję się, że kiedyś, gdy wpadnę do sklepu w stanie lekko wskazującym to wyjdę z niego niosąc w torebce jakąś cześć “High School Musical” czy “Camp Rock”. Pozostaje mi mieć jedynie nadzieję, że będzie to “Hannah Montana. The Movie”. Nie dlatego, że był to najlepszy z wymienionych wcześniej filmów. Po prostu Miley Cyrus mimo swojego wieku ma już naprawdę zajebiście długie nogi. A na nie zawsze miło jest popatrzeć.
Tak to działa. Zupełnym zbiegiem okoliczności przed premierą trzeciej odsłony popularnego młodzieżowego “High School Musical” wpadły mi w łapska dwie pierwsze części. Pech sprawił też, że nie miałem nic lepszego do roboty, więc je obejrzałem. Dałem się też skusić na kinowy seansik “trójki”. Przekonał mnie zwiastun. Ta piękna scena, kiedy przerywają mecz, aby Zac mógł pośpiewać sobie ze swoją dziewczyną. Tak pięknie idiotyczne, że mnie urzekło. Cała seria jest taka, więc bawiłem się przednio.
Oczywiście na “High School Musical” świat się nie kończy i Disney musiał iść za ciosem robiąc “Camp Rock”. A ja akurat podczas jego telewizyjnej premiery nocowałem na Jankowej kanapie. Usłyszeliśmy zew disney'owskiego musicalu, więc musieliśmy na niego odpowiedzieć. Co ciekawe, tytuł był cholernie mylący, bo produkcja z rockiem nie miała wiele wspólnego. Przez cały film gitara mignęła w trzech scenach, z czego w dwóch była używana. Byli za to Jonas Brothers, o których istnieniu nie miałem pojęcia dopóki później ktoś mi nie napomknął, że oni są teraz super na czasie. Wtedy uświadomiłem sobie, że chyba nie trzymam ręki na pulsie. Z jednej strony to dobrze, bo jak to wielokrotnie powtarzałem – dzisiejsza młodzież to idioci. Z drugiej strony nie chciałem skończyć jak ludzie (nie będę pokazywał palcami), którzy nie wiedzą tak podstawowych rzeczy jak to, że Hannah Montana zanim uderzyła w kina była serialem telewizyjnym (dude, seriously. Come on).
Aby nie zostawać daleko w tyle postanowiłem też przyjrzeć się największemu hitowi ostatnich miesięcy - pierwszej części sagi "Zmierzch". Słyszałem o tym jak tylko pojawiła się wiadomość o ekranizacji, gdyż w powietrzu rozległ się pisk nastoletnich fanek. By przekonać się co to dokładnie jest postanowiłem obejrzeć. Zaprosiłem koleżankę do towarzystwa, aby powstrzymała mnie przed zjedzeniem własnej twarzy i abym mógł potem zwalić winę na nią i rozpowiadać ludziom, że obejrzenie tego nie było moim pomysłem. Skoro film ten odniósł taki oszałamiający sukces jest pewne, że z dziejszą młodzieżą jest coś bardzo nie halo. Z autorką oryginału chyba jeszcze bardziej. Wampiry, które w świetle słonecznym zaczynają błyszczeć niczym diament? Może i jestem wychowany w czasach kiedy były to mroczne istoty, jednak jakkolwiek na te ze "Zmierzchu" nie spojrzeć - to wciaż jest kurewsko głupie. Cokolwiek ta kobieta bierze, powinna przestać, bo najwyraźniej jej szkodzi. Film był najgorszym ścierwem jakie widziałem od czasu "Disaster Movie", które swoją drogą też zarobiło na siebie, co wyraźnie pokazuje nam z jakim rodzajem kretynów mamy dziś do czynienia.
Wrócę jednak do początku tekstu, czyli do Hannah Montana. To jeden z tych filmów o którego istnieniu dowiedziałem się, kiedy internet zalała fala plakatów. Lekkie zaskoczenie, bo o istnieniu tego serialu i jego fenomenie wiedziałem od dawna. Nie urodziłem się przecież wczoraj. Nawet widziałem kilka odcinków w telewizji i o dziwo nie była to aż tak fatalna produkcja jak się spodziewałem (a do takich zdążył mnie już przyzwyczaić Disney). Cierpiała jednak na tę samą wadę co wszystkie inne produkcyjniaki fabularne ze studia Myszy Miki – dziecięcy aktorzy. Czy im nie dają jakiegoś aktorskiego przeszkolenia? Wszyscy zdają się grać, jakby uczyli się fachu od Goofy'ego i spółki. Dzieciaki sprawiają wrażenie wyrwanych z animacji, co w rezultacje daje naprawdę drażniący efekt. Mimo to do kina poszedłem. Czy się zawiodłem? Cieżko powiedzieć. Kinowa Hannah była chyba dokładnie tym czego można było oczekiwać po pełnometrażowej wersji serialu o dziewczynie, która za dnia jest normalną uczennicą, a wieczorami super gwiazdą pop. Wiadomo, że w końcu będzie musiała zdecydować, które życie jest dla niej ważniejsze. Znając Disney'owskie wartości – od początku wiemy jak się to skończy. Wszyscy będą radośni, a problemy rozwiążą się szybko i naiwnie. Mili ludzie się cieszą, źli się nawracają, a bardzo źli dostają nauczkę. Na koniec wszyscy zaśpiewają piosenkę. Proste jak pierdolenie. Jednak przyznam się bez większego bicia, że jak nie lubię produkcji familijnych, tak na tej bawiłem się naprawdę nieźle. Prawdopodobnie się starzeję i staję się bardziej wyrozumiały.
Boję się, że kiedyś, gdy wpadnę do sklepu w stanie lekko wskazującym to wyjdę z niego niosąc w torebce jakąś cześć “High School Musical” czy “Camp Rock”. Pozostaje mi mieć jedynie nadzieję, że będzie to “Hannah Montana. The Movie”. Nie dlatego, że był to najlepszy z wymienionych wcześniej filmów. Po prostu Miley Cyrus mimo swojego wieku ma już naprawdę zajebiście długie nogi. A na nie zawsze miło jest popatrzeć.
O, Bele zrobił bloga. I napisał o Disneyu nie używając więcej niż trzech przekleństw. Ciekawie - pisz stary, chętnie poczytam.
OdpowiedzUsuńCo do filmu - trailer mi w zupełności wystarczył aby zgłębić fabułę całej Hannah Montany, w High School Musical mieliśmy przynajmniej piosenki w pełnym filmie, a Hannah w kinie różni się od trailera jedynie większą ilością Miley Cyrus - sorry, od tego są ewentualne galerie googlowe.
No cóż, po pierwsze- Zgadzam się z Robertem w każdej sprawie.
OdpowiedzUsuńJa również miałem śmieszna sprawę z filmem "Zmierzch". Otóż w scenie, gdy główny bohater zatrzymuje samochód ręką, wybuchnąłem wielce spazmatycznym śmiechem, że zostałem poproszony o wyjście z kina. Wróciłem następnego nie i podobnym atakiem zniszczyłem scenę, gdy kochająca się para biega w lesie, czy tam po drzewach, nie pamiętam. W każdym razie film, ekipa oraz autorka książki powinni się znaleźć na dnie oceanu.
Po drugie, HSM jest żenującym filmem, ale nie mam pojęcia dlaczego piosenki w tych filmach wpadają w ucho, z każdej części mam utwór lub dwa, które lubię posłuchać. Może lubię nastoletni stupid pop?
Na koniec życzę powodzenia z blogiem! Mam nadzieję, że Janek skrobnie co pewien czas. Dodaje do obserwowanych.
Hm, ja przyznam się szczerze, że na Zmierzch nastawiłam się gdzieś tak we wrześniu zeszłego roku. Potem moja ciekawość słabła, zamieniając się w lekką niechęć, i do kina wyciągnęła mnie koleżanka. Po wyjściu z niego wiedziałam już dokładnie dlaczego nie lubię dzisiejszych nastolatek. Jakim trzeba być debilem, żeby dać sobie wcisnąć taki szit?
OdpowiedzUsuńCo do `Hannah Montana`... Widziałam parę odcinków, dość odmóżdżające jak dla mnie. Można się zrelaksować. Tak przewidywalne, że nie trzeba myśleć.
Powodzenia w prowadzeniu bloga, wytrwałości i częstych aktualizacji =]
Nie od dzis wiadomo,ze produkcje dotyczace wampirow NIGDY nie beda dobre. Przekonalam sie o tym, gdy idac glosem serca za zajebistym soundtrackiem do Krolowej Potepionych, sciagnelam film... Potem ufajac gotyckim fanom Burtona, uznalam,ze to pewnie wyjatek,bo zachwalaja absolutnie wszystko zwiazane z wampiryzmem. Zaufalam im, bo lubie wesole,mainstreemowe gotyckie komiksy... Natomiast jak zwykle okazalo sie to klamstwem,bo ilekroc jakikolwiek cholerny film o wampirach pojawi sie przypadkiem w zasiegu mego wzroku, zdolam oejrzec 20 sekund, a potem lapie sie za twarz. Aktualnie sciagam Dracule z '31 na prezentacje maturalna..tam jest chociaz legendarny rumunski aktor z fajnym akcentem...
OdpowiedzUsuńHannah jest strasznym zjawiskiem. Chyba zdazalo mi sie ogladac ten serial, ale bez wiekszych emocji. Zdecydowanie wole kino na zigzapie, gdzie uczniowie Degrassi lapia choroby weneryczne, umieraja, zostaja lesbijkami, zachodzą w ciążę i robia wszystko to co mlodziez w ich wieku powinna robic.
oo nie, nie nie, Hannah Montana irytuje mnie bardziej niż lot komara w środku nocy.
OdpowiedzUsuńNic mnie do teog nie przekona. Chyba, ze na końcu bohaterka umrze.
Disney juz się wypalił.
Gdzie te czasy Króla Lwa...
O Zmierzchu nasłuchałam sie wiele złych słów i zraziłam się strasznie, ale obejrzeć obejrze choćby ze względu na to, że tak wszyscy tak po nim jeżdżą. Mam nadzieję, że nie wywoła to u mnie żadnej traumy.
OdpowiedzUsuńHannah Montana...? Nie wiem, kinówki nie widziałam, ale serial jest makabryczny. I chociaż Goofiego lubię, to jednak Twoje porównanie pasuje tutaj jak najbardziej, niestety.
To fakt, że Disaster Movie był denny, ale on miał być taki od początku. Disneyowskie produkcje miały być fajne, ale się nie udało.
OdpowiedzUsuńCo się tyczy młodzieży - odmawiam komentarza.
Kocham czwarty akapit. Dokładnie obrazuje moje odczucia po oglądnięciu filmu. W sumie i tak podziwiam, że dałeś radę wytrzymać do końca na trzeźwo. Nie żebym popierała picie w kinie, czy coś, ale to jest raz - obrażające moją inteligencję, dwa - cholernie infantylne, trzy "romantyczne" aż do mdłości. Na szczęście moje małomiasteczkowe kino ma tak małe obroty, że wyprasza jedynie ludzi demolujących jedyną salę kinową, a na ryczących ze śmiechu lub też zalanych w trupa nie zwraca uwagi. A śmiałam się przez cały film. Gorące trzynastolatki i obściskujące się parki po prostu musiały się przesiąść. W pewnym momencie miałam nieodparte wrażenie, że to nie film o wampirach, a kolejna część Spidermana, brakowało tylko strzelania siecią i Mary Jane była jakaś nie teges. Jedynym plusem tego filmu miał być Pattinson, który z twarzy wygląda jak osiedlowe dresy z tym przerostem mięśni szczęki.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, z dzisiejszą młodzieżą jest coś bardzo nie halo i mówię to jako jej wątpliwy przedstawiciel, bo naprawdę wścieklizny można dostać, gdy przez trzy miesiące wszystkie laski na około mówią o jednym filmie, a zapytane o takie nazwisko, jak Tarantino czy Burton (sic!) patrzą tępo - cielęcym wzrokiem. I, na bogów, to jest liceum, nie gimnazjum!
Natomiast za High School Musical i Hanę Montanę wziąć się nie zamierzam, bo aż tak znudzona / silna / zdesperowana nie jestem. Wolę obejrzeć po raz dziesiąty Fight Club, albo 10 Things I Hate About You, który co prawda romansidłem jest, ale przynajmniej ma śpiewającego Ledgera.
@Cietrzewik - Wywiad z wampirem był zacny. I Underworld czy Blade, ale jako zwyczajne mordobicia, bez jakiejś specjalnej głębi. A także większość anime z wampirami w roli głównej, patrz Hellsing.
Zmierzch- ludzie, to naprawdę denna sprawa.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie wampiry są mroczne, a nie święcą sobie w słoneczku.
Hannah Montanna- o ja pier*ole. Widziałam jeden odcinek i padłam.
HSM- widziałam wyciągnięta przez napalone koleżanki. Po śmianiu się bez przerwy zostałam obrzucona oburzonymi spojrzeniami fanek Zac'a.
Młodzież- móże nie widać, ale mądra, zwykła nie ze zmierzchowana młodzież wciąż istnieje, tylko nie rzuca się tak w oczy i się o niej nie mówi, bo nie są takimi głupkami. Szkoda, że uważa się nas za debili.
Ej, dopiero teraz rzucił mi się w oczy tytuł.
OdpowiedzUsuńBele: Nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. Protestuję całą sobą.
bele nie próbuj udowodni, ze nie jesteś gejem, piszac o nogach jakiejś piętnastolatki. wszyscy znają prawdę.
OdpowiedzUsuńA ja właśnie wczoraj oglądałem HMS jedynkę, do której się długo przymierzałem, ale jakoś możliwości nie było. Film rewelacja, a dzieciaki to genetycznie skompilowane wszystkie księżniczki i królewicze z filmów Disneya. Kocham takie gówno!
OdpowiedzUsuńStary, nie piję z tobą w Łodzi. W ogóle nigdzie już z tobą nie piję. Nie trzeba było iść do kina na Zmierzch, żeby załapać, że coś jest nie halo.
OdpowiedzUsuńA Cyrus... Nie za stara na ciebie?
A nie, zaraz, to na mnie za stara :\ Świat pieprzony.
A tak na serio, zdaje ci się, że tu dłużej popiszesz niż na poprzednim?
Ciekaw jestem też, co przedstawi Janek-mistrz-blogowego-haiku, vel napisałem-dotąd-jeden-post :D
No dobra, się zobaczy. Linków na razie nie zmieniam u siebie.
Właśnie obejrzałem ZMIERZCH!
OdpowiedzUsuńWspaniały film.
Wiesz, do czego się nadajesz?
OdpowiedzUsuńhttp://img90.imageshack.us/img90/1759/bele.jpg
Loffciam ciem.
hehe, a to ciekawe z temi belami do rozciagania ;]
OdpowiedzUsuńpiszcie MIŚKI, czekam niecierpliwie.
Brawo
OdpowiedzUsuńUważam, że zasługujesz na szacunek. Znam wielu i jeszcze wielu poznam, co to Oni wiedzą wszystko, a nawet nie pofatygowali się obejrzeć danych filmów, jednak (!) wiedzą, że pozycja jest nie warta uwagi (ładnie się wysławiając).
Tyś z kolei obejrzał, wyrywał włosy z głowy i dopiero TERAZ się wypowiadasz.
Gratuluję zdrowego podejścia:)
pozdrawiam
Bele powinien skombinować sobie młodszą siostre to nie miałby stracha, że kiedyś sam kupi cosik takiego na DVD, bo zwyczajnie miałby to pod ręką w domciu (jak ja).
OdpowiedzUsuńTą Hannah to nawet bym zobaczył żeby sobie opinie wyrobić, ale samemu szkoda się męczyć chyba.
Zmierzch... straszny film, serio. Nie znając książek ani do końca fabuły powiedziałem koleżance po 20 minutach seansu jak według mnie wszystko się skończy. Trochę byłem zaskoczony jak skończyło się inaczej, a potem przeczytałem na necie o czym jest druga część i pokrywało się dokładnie z moimi przypuszczeniami -_-"
A tekst Edwarda jak zaczyna się mienić diamentami "to skóra zabójcy" będzie mnie chyba dręczyć do końca życia.
o-jej, tyle znaków, po to żeby udowodnić że shit happens.
OdpowiedzUsuńale glupi wy wszyscy jestescie. jako przedstawiciel dzisiejszej mlodziezy mowie wam,ze kazdy nastolatek(madry czy glupi) gardzi hanna montana i high scool musical. te rzeczy ogladaja dzieci z podstawowki ew wczesne gimnazjum i taki zreszta chyba jest target, wiec nie kumam krzyczenia,ze to wszystko szit. power rangers to tez szit, a kiedys uwielbialem.
OdpowiedzUsuńzmierzchu nie widzialem i nie przypominam sobie zebym spotkal kogokolwiek komu sie ten film podobal. za to widuje dosc czesto ludzi czytajacych ksiazke, wiec cos w tym jest.
U mnie ostatnio Disney zaliczył wielkiego plusa za "Fineasz i Pherb" - świetny serial animowany. Każdy odcinek nieznośnie powiela jeden schemat, ale jest naprawdę dobry.
OdpowiedzUsuńPiszcie panowie, piszcie!
Heh...
OdpowiedzUsuńTak czytam i czytam i dochodzę do wniosku, że dobrze zrobiłem zakopując się w hard-alternatywnym kretowisku już całe lata temu. Niestety, o HSM i reszcie tego szitu chcąc, nie chcąc musiałem wysłuchiwać, a to z powodu nieprzyjemnego faktu piastowania stanowiska starszego brata.
Jako człowiek całkowicie nieprzygotowany na zetknięcie z High School Musical po pierwszych dwudziestu sekundach wybiegłem z pokoju naciągając sobie porwaną w pędzie czapkę na oczy i krzycząc "Apage!". Mimo to, wróciłem, ale zębami zgrzytałem już do końca seansu. Kolejnych części tego tworu nie miałem już nieprzyjemności oglądać, tak samo HM czy Camp Rock - o Jonas Brother po raz pierwszy usłyszałem w jednym z ostatnich odcinków South Parku, który akurat parodiował JB.
Najlepiej w ogóle wyłączyć telewizor i radio, a z pop-kulturą na poziomie stykać się tylko w Internecie, na uprzednio starannie wyselekcjonowanych stronach. Tylko w ten sposób mamy szansę jako-tako osłonić się przed zalewem tandety, jaką karmią nas mass-media. Z tym, że ja jestem tak samo skrzywiony jak dwunastolatka czytająca "Zmierzch", oglądająca "Hannah Montana" i słuchająca Feela. Z tym, że ja jestem skrzywiony w dokładnie przeciwną stronę - dla przykładu, słucham tylko takich zespołów, co do których mam pewność, że (niemal) nikt poza mną o nich nie słyszał (dajmy na to Dive3d - zna ktoś? Nie? Hahaha!!!).
Więc moje zdanie nie jest raczej zbyt miarodajne :]
Rzeczy o których piszesz na blogu oraz rzeczy, które masz wymienione w profilu nie mają nic wspólnego ani z alternatywą, ani z hard. :) To nie jest żaden zarzut, ani atak, po prostu uświadom sobie, że oglądanie South Parka to nie żadna alternatywa. South Park to mainstream.
OdpowiedzUsuńRzeczy, o których piszę na blogu to taki największy odchył do pionu, na jaki mnie stać. O ekstremach nie piszę, bo świadom jestem, że nikogo by one nie zainteresowały.
OdpowiedzUsuńeeee, wiem, że prowokuję bezsensowną dyskusję, ale jaki to ma sens? mnie interesują odchyły, a nie analiza pseudoalternatywy. ;)
OdpowiedzUsuńw ogóle, dla mnie pytaniem jest, czy w dobie internetu coś takiego jak alternatywa w ogóle istnieje :)
OdpowiedzUsuńTak, prowokujesz długą, niepotrzebną dyskusję, która zaskutkować może obopólnym fochem, toteż jej nie podejmę.
OdpowiedzUsuńCóż, rysielcu, ja wychowałem się maksymalnie mainstreamowym środowisku, toteż mam inne poglądy na alternatywę. Jak dla mnie, alternatywa - trywializując - to coś, co nie jest nam podane na medialnej "tacy", a rzeczy, które musimy wydobyć na światło dzienne, trochę napracować się przy ich poznaniu.
czyli każdy kto nie słucha Comy to fan alternatywy? jak dla mnie z deka puste pojęcie, podobnie jak umowny jak cholera mainstream.
OdpowiedzUsuńprzychylam post qbiakowi, podobnie jak rysielcowi. to jest taki fajny grupowy onanizm na zasadzie 'o jak my nie lubimy tej popowej papki'. jak ktoś idzie do kina (w co nie wierzę, ten wpis to narcystyczna prowokacja) na film dla dzieci to ma za swoje. utyskiwanie na dramatyczny poziom haj skul mjuzikali to reakcja na poziomie recenzentów wyborczej, którzy poszli do kina na ekranizację komiksu, i dziwią się że kolesie biegali w trykotach.
a Bele udowodnił tylko jak długo potrafi pisać o niczym. sory dude.
Czuję się obrzucona błotem. Mając 15 lat nie mogę patrzeć na zmierzchy, hanny montany i inne cholery. No ale i tak wszyscy nienawidzą dzisiejszych nastolatek bo głupie. Świetnie :c Wracam do czytania Gry o Tron
OdpowiedzUsuń